Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Kategoria

Impresje bieszczadzkie


gru 05 2021 Matylda
Komentarze: 4

 

Matylda

 

Z niechęcią otworzyłem drzwi. Na werandzie stała znajoma z sąsiedztwa. Spytała czy może wejść. Na chwilę.

 Odpowiedziałem, że oczywiście i zaprosiłem do pokoju. Przysiadła skromnie na krześle, mimo że wskazałem fotel. Wyglądała na spiętą.

Piękna kobieta, a jak pachnie, pomyślałem rozglądając się z niepokojem, czy gdzieś nie leżą ubrania. Pokój był w idealnym stanie. Odetchnąłem z ulgą.

- Panie Leosiu przyszłam żeby, hm … właściwie nie wiem… Boże, po co ja przyszłam.. - mówiła bardziej do siebie niż do mnie.

- No widzę, że pani podenerwowana, może coś mocniejszego? Koniaczek?

- Poproszę, bo jakoś tak niezręcznie .

Przysiągłbym, że się zarumieniła.

Ho,ho pomyślałem, coś mi tu pachnie. Pamiętałem ten rumieniec. Podeszła kiedyś do mnie w delikatesach Komańczy , gdy obwąchiwałem melony. Spytała co robię. Wybieram najsilniej pachnące, odpowiedziałem z uśmiechem. Mocno pachnące melony są najsłodsze. Nie wiedziała pani? …, dodałem, a ona się zarumieniła. Wtedy pierwszy raz powiązała nas delikatna nić. Może już tam zapachniało erotyzmem? Miała na imię Matylda. Prześlicznie.

- Małe co nieco. Proszę - podałem koniak.

- Oj, ładne mi małe - uśmiechnęła się biorą w obie ręce duży kielich w połowie napełniony Hennessy Le Peu, który trzymałem na specjalne okazje. Miała ładne, równe zęby. Podniosła kielich do ust. W czarnej sukience wyglądała elegancko. Zbyt elegancko jak na sąsiedzką wizytę. Nagle przypomniał sobie, że równie świetnie prezentowała się w karczmie, na pospiesznie zwołanym wiejskim zebraniu . W marcu, albo w kwietniu. Wyrwali ją z własnych imienin, bo o głosy chodziło. Lekko na rauszu, też wówczas w małej czarnej, spowodowała małą dezorganizację wśród męskiej części wsi.  Ostro postawiłem się wtedy starej Grzelakowej, za to, że coś tam niemiłego warknęła do Matyldy. Kiedy wychodzili z zebrania, minęła mnie szybko i uraczyła ciepłym spojrzeniem, którego nigdy nie zapomnę. Pewnie jej zaimponowała moja stanowczość. Najwyraźniej była mi wdzięczna za obronę. Mąż od roku na kontrakcie, któż miał jej bronić? Potem zaraz jakby spłoszona uciekła do przodu. A ja myślałem o niej pół nocy słuchając Schuberta ,tworząc w myślach rożne projekcje. Potrafiła zawrócić w głowie oj potrafiła trzpiotka. Nawet dojrzałemu mężczyźnie. Jak ja. Ile mogło nas dzielić? Dwadzieścia, trzydzieści lat? Eee, chyba mniej. Raczej kilkanaście.

- Ma pan przytulny dom, i dużo książek. Sporo pan czyta - stwierdziła przerywając moją zadumę  - słyszałam, że pisze pan wiersze.

Omal nie krzyknąłem. Ach, więc wie również, że jestem poetą. Z pewnością słyszała, że w zeszłym roku otrzymałem drugą nagrodę w wojewódzkim konkursie poezji.

- Wie pani poezja jest jak sieć pajęcza, kiedy się w nią zaplączemy przepadliśmy - powiedziałem ładnie tonując głos. Uśmiechnęła się i westchnęła.

- Nie powiedziałam panu po co przyszłam, jakoś tak mi niezręcznie. Wie pan, mój mąż na kontrakcie, jestem sama. Nie mamy dzieci. Mąż mówi, że jeszcze nie czas, a ja czuję się nieszczęśliwa, samotna. Boże, po co ja panu to mówię, to ten koniak - podniosła głowę do góry jakby tłumacząc się niebiosom. Miała piękną, łabędzią szyję.

 Nieraz zastanawiałem się jak radzą sobie młode samotne mężatki. Uprawiają samogwałt? Jeśli tak, to kiedy? W czasie kąpieli? Czy może szukają dyskretnych przygód. Niektóre kobiety mają z tym problemy. W sensie konfliktu między aktem masturbacji a podświadomych zahamowaniach. Na przykład katolicka indoktrynacja w dzieciństwie, albo brak technik i podświadomość animistyczna, czy jakoś tam.

 Bardzo chętnie nauczyłbym ją paru technik.

- Czy mógłby Pan mnie potrzymać za rękę, albo przytulić? Wie pan … Boże jak mi ciężko.

- Słucham? - spytałem zaskoczony. Poczułem jakby ktoś mnie wyrwał z erotycznego snu.

- Jestem taka nieszczęśliwa -patrzyła na mnie tak, jak niegdyś Weronika . Oczami pobudzonej łani. Boże, jak … co? Dlaczego za rękę? Poczułem, że zaczyna mi pulsować głowa. Że wzbiera gorąca krew. Ale nie ta co dawniej przy Weronice, tylko jakaś inna, chora. Mam ją tak wziąć tu, jak jakąś pierwszą lepszą dziwkę?, myślałem gorączkowo. To niemożliwe. Kiedy ja ostatnio z mężatką? Ona młoda jeszcze taka. Czy ja się nadaję dla takiej kobiety? Ja poetą, artystą jestem! Do licha! Ja nie żaden kochanek. Boże co robić ?!

- A co też pani tu sąsiadko? Jaka ręka? - krzyknąłem - Co pani myśli, że ja tu panią wezmę i tu panią ten tego? Bo pani mąż za granicą i dzieci pani nie zrobił? I to do mnie pani z tym? A co ja? Kim ja jestem, że do mnie ? Że artysta, poeta? A poeta to już zboczony musi być jakiś? A może pani myśli, że skoro ja sam samotny to chcicę mam taką, że zaraz, już, od razu łapu capu? Co też pani? Ja jestem stateczny pan w średnim wieku a nie jakaś seks byczek na usługi. Pani się myli, pani nie wie że pochodzę w porządnej rodziny ! Ja pani to opowiem, pokażę albumy, porozmawiamy, może po tym coś tam się wykluje, ale nie tak zaraz. Za rękę, tulić! To wykluczone - nalałem cały kielich koniaku i duszkiem wypiłem.

- O Boże, pan nie zrozumiał, panie Leosiu … ja wytłumaczę …. To nie tak jak pan myśli. Bo mój najukochańszy tatuś odszedł przed miesiącem, a ja tak za nim tęsknię. A pan do tatusia podobny. Fizycznie. Nie, co ja mówię, żadna fizyczność nie wchodzi w grę, zresztą stara Grzelakowa mówiła, że pan poeta, to chyba homo. Więc ja myślałam, że bezpiecznie … boże co mnie podkusiło … ja chciałam, po prostu żeby pan mnie za rękę potrzymał, choć przez chwilę, przytulił, jak tatuś, pan zawsze taki opiekuńczy w stosunku do mnie … przepraszam, już pójdę - i Matylda szybko wybiegła z domu przewracając stojak na parasole, który głucho upadł na deski tarasu.

- A idź żesz pani idź!  I jest za co przepraszać! – krzyczałem, podczas gdy kroczki Matyldy trzepotały po deskach tarasu , niczym spłoszonej ptaszyny.

Trzasnąłem ze złością drzwiami. Zboczona jakaś, pomyślałem. Chciała się kochać z własnym tatusiem? Do tego umarłym? To obrzydliwe. Boże! Co za czasy! Co za kobiety! Westchnąłem ciężko, z butelki wypiłem resztę koniaku,  i opadłem na fotel. Gdy się trochę uspokoiłem ,a koniak prostował spłoszone zmysły, puściłem koncert e-mol Chopina . Gdy koncert dobiegł momentu w którym młody kompozytor wyznawał miłość pannie Gładkowskiej zasnąłem  …..

 

Leoś  05-12-2021

lis 15 2021 Fuszerka w knajpie Leosia
Komentarze: 0

karczma Leosia

 

Siedzieliśmy z Pludrą i Fajeczką w knajpie ,piliśmy piwo z kija ,a pod stołem Pludra rozlewał do literatki bimberek na dereniu. W piecu ustawionym na środku sali ,przypominającym wielki samowar, wesoło palił się ogień , co jakiś czas strzelając ,wypuszczał iskry z grabowych szczap . W oszklonej knajpie było ciepło i przytulnie. Z zażartej polemiki o sprawach tak istotnych dla naszej społeczności i świata, wyrwał nas piskliwy głos młodej Grzelakowej ,która właśnie przyniosła parujące golonki i piwo.

Nie pić mi tu pod stołem ! – zagadnęła niezbyt przekonująco i uśmiechnęła się do nas.

Szefowo jednego dla zdrowotności – zagadnął Pludra i podał Grzelakowej literatkę z bimbrem. Zdrowie panów !! i jednym haustem wypiła . Taka dziś jestem rozkojarzona.

Gdy odeszła Fajeczka rzucił – uważaj żebyś w ciąże nie zaszła przypadkowo z tego rozkojarzenia. Baba jak ma ochotę na wódkę to dupa sprzedana . Jedna turystka mieszkała w Cisnej w ośrodku leśnym i się okropnie nudziła, bo mąż musiał pilnie wracać do ministerstwa. Spacerując po ośrodku zagadnęła do dwóch żulików malujących ogrodzenie. Wiecie Brodatego Romusia i Zeniusia …

Panowie tutejsi bieszczadnicy ? – zagadnęła paniusia

Tutejsi – jestem Romek a to mój kolega Zenek .

To fascynujące !! Zapewne znają Panowie tutejsze opowieści o zakapiorach i przygodach z dzikimi zwierzętami – podniecona zagadnęła turystka.

Niech pani skoczy do sklepu i przyniesie jakaś butelkę to pogadamy – zaproponował Romek. My właśnie jesteśmy jednymi z ostatnich zakapiorów. Chłopaki mieli tydzień darmowego picia i dupczenia , bowiem turystka poszła w tango ,sądząc że pije i kopuluje z dzikimi autochtonami bieszczadzkiej dziczy. Ktoś z ośrodka zawiadomił męża owej Pani i skończyło się eldorado – westchnął Fajeczka..

 

Na kości po golonce usiadła wielka mucha. Kurwa skąd się te muchy biorą ? Przecież jest zimno.- denerwował się Pludra.

Powyłaziły ze szpar bo od pieca ciepło – filozoficznie zagadał Fajeczka – prawda Leoś ?

Panowie sprawa z tymi ,muchami jest bardziej poważna niż sądzicie – odpowiedziałem tajemniczo.

W latach 60 ubiegłego wieku budowano tę knajpę. Właśnie grupa naukowców przemierzała te strony badając węże eskulapa i traszki . Naukowcy rozbili biwak nieopodal na rzeką . Przychodzili tu czasem i obserwowali budowę karczmy. Wstawiano właśnie okiennice i właściciel  Władeczek psioczył na spóźniająca się dostawę szyb.

Panie Władku zagadnął jeden z naukowców – mój kuzyn z Krosna wymyślił właśnie prototyp szyby przez które mogą przelatywać muchy. Mucha frunie, lekko trąca łebkiem o szybę i już jest na drugiej stronie. Miało to działać , lecz podczas procesu produkcyjnego w wyniku nieodpowiedniej temperatury nastąpiło nadmierne zwłóknienie struktury szkła . Mucha może wlecieć lecz nie może wyjść , albo też odwrotnie. Wyprodukowano pewną partię szkła  która zalega magazyny ,dlatego kuzyn sprzeda Panu te szyby po okazyjnej cenie. No i nie będzie miał Pan much w knajpie, bowiem z zewnątrz nie przylecą, a jak wleci drzwiami to mogła będzie wylecieć przez szybę okna…

Transakcja doszła do skutku a stary Pirga ,tutejszy szklarz, sprowadził szyby i zgodnie z instrukcją przeszkolił pracowników odnośnie  zakładania szyb do okien. W przeddzień zakładania szyb czeladnicy ostro przepijali zaliczkę na robotę . Przybili do ściany instrukcję obsługi odwrotnie i założyli szyby nie ta stroną co potrzeba i dlatego tyle much jest tu uwięzionych... ot i cała historia .                                       

Popatrz Leoś kurwa do czego prowadzi alkohol i fuszerka – oburzył się Fajeczka. Pludra podszedł do okna i wzrokiem badał strukturę szkła. No nie wyleci , robota spierdolona !!

Młoda Grzelakowa przysłuchiwała się pilnie naszej rozmowie . Po pewnym czasie podeszła do okna i długo patrzyła na muchę która usiłowała wylecieć. Machnęła packą i mucha rozpaćkała  się na szybie. Wyszła na zewnątrz i zaczęła stukać palcem delikatnie o szybę….

 

 

                                                       *******

 

 

Budapeszt u schyłku jesieni jest szary. Jezioro Balaton widziane listopadowym popołudniem jest nijakie. Tak samo nijakie jak mieszkańcy jego wybrzeża. Jedzenie w węgierskich knajpach jest obleśne. Jedynie co mi się podobało to te dołeczki w policzkach i język oblizujący usteczka z czerwonego tokaju. – / zapiski weekendowej wycieczki Leosia /

                                                          

 

 

 

Leos  15-11-2021

wrz 24 2021 Gra w ferbla
Komentarze: 0

ferbel

 

Siedzieliśmy w karczmie nad kuflami piwa niczym sępy nad padliną. Rozmowa dziś się nie kleiła ,każdy był zajęty swoimi myślami . Patrzyliśmy na młodą Grzelakową jak dezynfekowała , rozpylając mgiełkę detergentu o zapachu bimbru na blat stołu i zawzięcie wycierała ścierką , wykonując ruchy koliste. W rytm tych ruchów jej zgrabny tyłeczek kołysał się i tańczył zmysłowo.

Taak… zagadnął Pludra – młoda srajda a już kręci dupą przed chłopami jak makutra.

Co się czepiasz, jest ładna i wie na co ma , pewno już próbowała, bo przyjeżdża po nią taki dredziarz z Cisnej niebieską Pandą – oznajmił  Fajeczka-  i znów nastała cisza .

Szlag trafił te muchy – jęknęła młoda Grzelakowa – grzebiąc w futrynie okna. Skąd się ich tyle bierze ? a każda jedna jak ruski tank, po czym zaczęła je wyłuskiwać z futryny okna nożem do schabowych.

Ja myślę że te muchy to się pchają od kuchni bo tam czasem śmierdzi padliną – zaśmiał się Pludra ale zaraz umilkł czując na sobie wściekły wzrok młodej Grzelakowej.

Znów zapadła cisza .

 Panowie !! – krzyknął  Kipa – może byśmy w ferbelka cykli i popatrzył na nas z nadzieją . Ok, ale tylko nowymi kartami . Są w geesie. Kto skoczy ? Najmłodszy, jak kto – Fajeczka – i niech zmieni na drobne .

Ustalmy stawkę  2 zł na wejście , blind do 5 zł ,przebijamy podwójnie jak zwykle – instruował Kipa.

Do stołu zbliżała się młoda Grzelakowa wysoko niosąc na tacy 4 piwa , majdnęła ścierką –  nasza restauracja to nie jaskinia hazardu , żeby rżnąc w karty i palić papierochy – tutaj turyści się stołują - wynocha na pole pod wiate !

Resaurant de la paris !! chateau ,burbon  de la patik , z muchami w rosole –  zaśmiał się Pludra – a młoda Grzelakowa odeszła jak niepyszna.

Gramy w ferbla na tarasie , bo można palić , kląć do woli i spluwać pod nogi gdy karta nie idzie.

Najpierw losujemy , najmłodsza karta rozdaje. Wyciągam dychę pik i rozdaję.  Karty idą zgodnie z ruchem wskazówek zegara . Pludra pierwszy po mojej lewej jest na forańcie, to on ustala stawkę gry – 2 złote i piątka blind…

Karta przychodzi do gracza nie do sracza…. mówi Kipa patrząc na wściekłego Pludre,  ściągając pokaźną kupkę forsy z banku stolika.

Kto ma oczy zdrowe może wygrać krowę – kto ma oczy z korka płaci jak z worka - cieszy się Pludra z wygranej  swojego „michałka” na moje dwa psy …szlag!!

Pociągnie Pan czerwony ogonek wygra złoty pierścionek ! No trudno wygrał Pan gówno!! Rozkłada wygrany konsztuk z waletów Pludra.

Przed północą wtacza się na taras knajpy pijany Malczik , szybko siada za stołem i gramy w pięciu z szanglą czyli damą krajc.

Ile lepiej ?, blind, liber blind,  szpic, trzydzieści, michał, dwa psy, kolor ,  konsztuk, ferbel, oczko, dwadzieścia , cztery farby , rozlegają się słowa i przekleństwa , od dłuższego czasu gramy dycha wejście , bilon znikł ze stołu zmieniony na piwo które dawno zostało wypite , na stole stoi flaszka bimbru przyniesiona przez Malczika. Brudna szklanka wędruje wraz z kartami wokół stołu zgodnie z ruchem wskazówek zegara, który pokazuje grubo po północy….

 

                                                                             ******

 

 reka umarlaka

 

W chwili śmierci Hickok rzekomo trzymał w dłoni parę asów i parę ósemek, wszystkie czarne, i waleta lub damę karo (czerwoną) Od tego czasu taki układ kart nazywany jest „ręką umarlaka”.

 

Mimo wielu prób nie udało się dojść do tego, jakie karty faktycznie Dziki Bill trzymał w ręku w chwili śmierci. Znacznie później powstała legenda o „ręce umarlaka” składającej się z pary czarnych (pik i trefl) asów i pary czarnych (pik i trefl) ósemek. Piąta karta (co do której nie ma zgodności) miała być waletem lub damą karo. W każdym wypadku – o ile działo się to przed wymianą – posiadacz takiego układu ma szanse na otrzymanie przy wymianie trzeciego asa lub trzeciej ósemki, co z dwóch par tworzyłoby wysoko notowanego fula. Jeśli natomiast było już po wymianie, zestaw nie miał większej wartości.

 

                                                   *******

 

„Seks jest jak gra w brydża. Jeżeli nie masz dobrego partnera to musisz mieć przynajmniej dobrą rękę” /Woody Allen/.

 

                                                                     

 

Leoś  25-09-2021 r

wrz 17 2021 Połoniny
Komentarze: 1

połoniny

 

Daj mi wiatru troszeczkę

Przynieś wody pędzącej po stokach

Schwytaj woni od świerków

Uszczknij szczytom chmurnego mleka

Zabierz mnie wysoko ponad marzenia…

 

 

 

 

Leos  17-09-2021

cze 01 2021 DR. JEKYL I MRS. HAYD
Komentarze: 1

1

 

Dziś skończyłem ważny projekt . Cały miesiąc maj w  dziczy bieszczadzkich ostępów ,wygładził moje jestestwo . Spłynął na mnie  łagodny relaks i wyprostował sprawy zawiłe i niewykonalne. Z satysfakcją dobrze wykonanej pracy, zbliżałem się do domu gdzie mieszkają wszystkie potworki cywilizacyjne i czekają by mnie dorwać w wir wielkiej gonitwy, powtarzalności i  taktowania życia. Drzwi garażowe łagodnie się odsunęły i wjechałem zabłoconym Jeepem do środka. Jakże nie pasował do lśniącego obok Dustera . Wszedłem do lśniącej czystością łazienki i spojrzałem w wielkie  kryształowe lustro. Patrzył na mnie kudłaty brodacz ubrany w pstrokatą koszulę w kratę. Ustawiłem kąpiel na tryb jacuzzi . Woda łagodnym szumem wypełniała wielką cylindryczną wannę . Zrzuciłem ciuchy  .  Nago poszedłem do  biblioteczki gdzie z niewielkiego obrotowego barku wyjąłem pękatą butelkę Chivasa, a z inkrustowanej szkatułki  wielkie hawajskie cygaro .  Pociągnąłem dwa spore łyki i zapaliłem cygaro.  Z błogiego odrętwienia ocknął mnie lekki dzwonek wanny z łazienki  która zgłaszała  gotowość  kąpieli. Z cygarem w ustach i butelka w dłoni wsunąłem się do tryskającej bąbelkami wody. W takich chwilach nachodzą mnie  doskonałe pomysły i projekty , ba – gotowce na nadchodzący sezon pracy zawodowej.

Rano stoję przed tym samym lustrem  i wiążę sobie jedwabny krawat . Ogolony  ,pachnący Hugo Bossem ,zakładam marynarkę . Jeszcze łyk kawy . Chwytam aktówkę i schodzę do garażu. Wsiadam w mojego lśniącego Dustera i zapuszczam silnik . Brama garażu łagodnie się unosi . Wyjeżdżam do swojej firmy .

Gdyby ktoś z boku obserwował mój dom od wczorajszego wieczoru to pomyślałby że mieszka tu dr, Jekyl i mr. Hayd

 

Leoś 01-06-2021