Fuszerka w knajpie Leosia
Siedzieliśmy z Pludrą i Fajeczką w knajpie ,piliśmy piwo z kija ,a pod stołem Pludra rozlewał do literatki bimberek na dereniu. W piecu ustawionym na środku sali ,przypominającym wielki samowar, wesoło palił się ogień , co jakiś czas strzelając ,wypuszczał iskry z grabowych szczap . W oszklonej knajpie było ciepło i przytulnie. Z zażartej polemiki o sprawach tak istotnych dla naszej społeczności i świata, wyrwał nas piskliwy głos młodej Grzelakowej ,która właśnie przyniosła parujące golonki i piwo.
Nie pić mi tu pod stołem ! – zagadnęła niezbyt przekonująco i uśmiechnęła się do nas.
Szefowo jednego dla zdrowotności – zagadnął Pludra i podał Grzelakowej literatkę z bimbrem. Zdrowie panów !! i jednym haustem wypiła . Taka dziś jestem rozkojarzona.
Gdy odeszła Fajeczka rzucił – uważaj żebyś w ciąże nie zaszła przypadkowo z tego rozkojarzenia. Baba jak ma ochotę na wódkę to dupa sprzedana . Jedna turystka mieszkała w Cisnej w ośrodku leśnym i się okropnie nudziła, bo mąż musiał pilnie wracać do ministerstwa. Spacerując po ośrodku zagadnęła do dwóch żulików malujących ogrodzenie. Wiecie Brodatego Romusia i Zeniusia …
Panowie tutejsi bieszczadnicy ? – zagadnęła paniusia
Tutejsi – jestem Romek a to mój kolega Zenek .
To fascynujące !! Zapewne znają Panowie tutejsze opowieści o zakapiorach i przygodach z dzikimi zwierzętami – podniecona zagadnęła turystka.
Niech pani skoczy do sklepu i przyniesie jakaś butelkę to pogadamy – zaproponował Romek. My właśnie jesteśmy jednymi z ostatnich zakapiorów. Chłopaki mieli tydzień darmowego picia i dupczenia , bowiem turystka poszła w tango ,sądząc że pije i kopuluje z dzikimi autochtonami bieszczadzkiej dziczy. Ktoś z ośrodka zawiadomił męża owej Pani i skończyło się eldorado – westchnął Fajeczka..
Na kości po golonce usiadła wielka mucha. Kurwa skąd się te muchy biorą ? Przecież jest zimno.- denerwował się Pludra.
Powyłaziły ze szpar bo od pieca ciepło – filozoficznie zagadał Fajeczka – prawda Leoś ?
Panowie sprawa z tymi ,muchami jest bardziej poważna niż sądzicie – odpowiedziałem tajemniczo.
W latach 60 ubiegłego wieku budowano tę knajpę. Właśnie grupa naukowców przemierzała te strony badając węże eskulapa i traszki . Naukowcy rozbili biwak nieopodal na rzeką . Przychodzili tu czasem i obserwowali budowę karczmy. Wstawiano właśnie okiennice i właściciel Władeczek psioczył na spóźniająca się dostawę szyb.
Panie Władku zagadnął jeden z naukowców – mój kuzyn z Krosna wymyślił właśnie prototyp szyby przez które mogą przelatywać muchy. Mucha frunie, lekko trąca łebkiem o szybę i już jest na drugiej stronie. Miało to działać , lecz podczas procesu produkcyjnego w wyniku nieodpowiedniej temperatury nastąpiło nadmierne zwłóknienie struktury szkła . Mucha może wlecieć lecz nie może wyjść , albo też odwrotnie. Wyprodukowano pewną partię szkła która zalega magazyny ,dlatego kuzyn sprzeda Panu te szyby po okazyjnej cenie. No i nie będzie miał Pan much w knajpie, bowiem z zewnątrz nie przylecą, a jak wleci drzwiami to mogła będzie wylecieć przez szybę okna…
Transakcja doszła do skutku a stary Pirga ,tutejszy szklarz, sprowadził szyby i zgodnie z instrukcją przeszkolił pracowników odnośnie zakładania szyb do okien. W przeddzień zakładania szyb czeladnicy ostro przepijali zaliczkę na robotę . Przybili do ściany instrukcję obsługi odwrotnie i założyli szyby nie ta stroną co potrzeba i dlatego tyle much jest tu uwięzionych... ot i cała historia .
Popatrz Leoś kurwa do czego prowadzi alkohol i fuszerka – oburzył się Fajeczka. Pludra podszedł do okna i wzrokiem badał strukturę szkła. No nie wyleci , robota spierdolona !!
Młoda Grzelakowa przysłuchiwała się pilnie naszej rozmowie . Po pewnym czasie podeszła do okna i długo patrzyła na muchę która usiłowała wylecieć. Machnęła packą i mucha rozpaćkała się na szybie. Wyszła na zewnątrz i zaczęła stukać palcem delikatnie o szybę….
*******
Budapeszt u schyłku jesieni jest szary. Jezioro Balaton widziane listopadowym popołudniem jest nijakie. Tak samo nijakie jak mieszkańcy jego wybrzeża. Jedzenie w węgierskich knajpach jest obleśne. Jedynie co mi się podobało to te dołeczki w policzkach i język oblizujący usteczka z czerwonego tokaju. – / zapiski weekendowej wycieczki Leosia /
Leos 15-11-2021
Dodaj komentarz