Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Kategoria

Impresje leosia, strona 10


lis 01 2022

Życie i śmierć


Komentarze: 0

życie i śmierc

 

Właściwie jest dobrze. Ani o jeden księżyc za wiele czy za mało. Tyle uderzeń serca, ile trzeba. Nie za wiele gwiazd. Dom. Ostrożność wobec obcych. Tyle ciepła dla bliskich, ile są w stanie znieść. Wszystko akuratnie poukładane. Na swoim miejscu. Garnitury,krawaty, książki. Nawet cierpienia w miarę, tyle ile należy wytrzymać, żeby odróżnić od niego radość nie-cierpienia. Starannie wybrana muzyka z absolutnie posłusznego głośnika. Ludzie i zwierzęta troszczą się o mnie. Kwiaty przyzwoicie umierają w wazonie, w którym ostatnio codziennie zmieniam wodę. Zadbałem i o to, żeby dzwonek powiadamiał mnie o wizytach.


– Kto tam? Jestem nieubrany, proszę poczekać!
– Nie szkodzi, wielu zastaję nieubranych.
– Kim jesteś?
– Aniołem Twojej śmierci. Przyszłam zabrać Cię na spacer.
Za drzwiami stoi wspaniały okaz pięknej kobiety: elegancka, pięknie pachnąca,z gustownym makijażem, doskonale ubrana, uśmiechnięta. Patrzy mi prosto w oczy.
– Nie znam Cię, chociaż masz w sobie coś znajomego…
– Znasz, znasz. Zanim się urodziłeś – byłeś martwy. Potem umierałeś wiele razy.

– Naprawdę muszę się ubrać. Nie mogę tak wyjść.
– Możesz. Wszystko możesz, bo już czas.
– Rzeczywiście mogę, wszystko już poukładałem, zostawiłam porządek. Tylko jeszcze kilka słów komuś napiszę.
– Nie pisz. Przyszłam, bo w tym uporządkowanym świecie nie ma dla Ciebie miejsca.

Budzę się i gorączkowo przywracam chaos. Uspokojony. Wiem już, że kiedy wszystko wokół mnie znajdzie się na swoim miejscu, kiedy odbiorę rzeczom ich znaczenie, zadzwoni dzwonek. Chciałbym tylko, żeby ten wilk, którego widziałem w zwierzyńcu, zamknięty w klatce i uporczywie biegający wzdłuż siatki, tam i z powrotem, wydostał się wreszcie na wolność. I żeby żaden bezmyślny dzieciak nie oblewał benzyną pszczół i nie rzucał między nie płonącej zapałki, żeby patrzeć, jak pięknie płoną żywe, maleńkie pochodnie.

Jedyne, co dostałem naprawdę na własność, co posiadam bezwarunkowo – to życie. Mam więc prawo je przerwać w dowolnym momencie, precyzyjnie wybranym. W ten sposób mogę zyskać przewagę nad czasem, władać śmiercią, której nie będę posłuszny. Przyjdzie, kiedy ją wezwę i zmuszę do zaistnienia. To ja zdecyduję o tym, jak będę na jej przyjęcie przygotowany, nie zaskoczy mnie żaden dzwonek. Myślenie o tym, jak wielką mam nad nią władzę, sprawia mi przyjemność niemal fizyczną. Mam do niej wszystkie prawa. Zastrzegłem je sobie. Ostemplowałem znaczkiem “c” w kółeczku. Wytatuowałem. Nie mam obowiązku żyć, jedynym moim obowiązkiem jest dyskurs – poznanie poprzez operacje myślowe. Nie przez postrzeganie i intuicję – ten rodzaj poznania toczy się równolegle, obarczony błędami i złudzeniami. Posiadem życie. Decyduję o nim. Każdy ma prawo przerwać własne w dowolnie wybranej chwili. Nie pod wpływem smutku czy rozpaczy. Po prostu zrezygnować. Odejść z niego. Zewsząd.

Wobec zdarzeń losowych pozostanę bezsilny. Myślę o prawie do odejścia nie w chwili jakiejś słabości czy rozpaczy – o geście świadomym, poprzedzonym długotrwałą gotowością na śmierć. Można być wolnym do tego stopnia, żeby móc nawet śmierć sobie wybrać. Śmierć bywa świadectwem niezależności. Od Boga, losu, ludzi. Znakiem wolności totalnej.
Z życia wychodzić nie wolno ot tak, bez potrzeby – to prawda. Ale trwać w nim w imię solidarności ze wspólnotą-ludźmi? Przychodząc na świat nie podjąłem się świadomie roli człowieka, nie muszę jej odgrywać do końca, czyli do naturalnej śmierci.
Z tym potępianiem samobójców też jakoś dziwnie – Majakowski strasznie zjechał Jesienina, uważając, że stchórzył, a potem sam pozbawił się życia; Hemingway miał za złe Cesare Pavese, że ten wybrał śmierć, a potem sam to zrobił. Nie chcę mnożyć przykładów. Ale można się zastanowić, dlaczego ci, którzy tak zdecydowanie i publicznie potępiali – sami podjęli właśnie taka decyzję. I długo o niej myśleli, to nie były rezygnacje z istnienia dokonane pod wpływem impulsu, nie akty rozpaczy.


Tu właśnie jest kwintesencja – akt woli, nie akt rozpaczy.


Śmierć jest częścią życia, nie czymś egzotycznym, wrogim i osobnym. Z faktu mojego przyjścia na świat nie wynika, że cokolwiek mi się należy – poza życiem, które mam na własność. Realizując je – realizuję również śmierć. Czyż nie? Mam więc prawo do realizacji tej części życia zgodnie z moją wolą.
Życie jest darem? Zatem obchodzę się z nim jak z darem – mogę o nie dbać, odkurzać, rozbudowywać, chuchać nań i dmuchać, mogę też je zniszczyć lub wyrzucić. Akt samounicestwienia nie ma żadnego celu – nie ma pobudzać innych do czegokolwiek. Nie jest ofiarą. Dlaczego nie miałbym mieć prawa decydowania o swoim życiu? Dlaczego mam zakładać, że dostałam je od Boga? Czy muszę wierzyć w Jego istnienie? A jeżeli nawet jest – dał mi życie nie stawiając warunków. Nie pytał, co z nim zrobię. Skazał mnie na nie? Przecież nie jest okrutny… nie zrobił tego.

To nie jest żadne wołanie o pomoc.

Uwaga dla beztroskich dyletantek i ignorantów – zanim zaczniecie głosić banały w stylu „prawdziwe cierpienia są nieme”, „ten, kto chce się zabić – robi to bez słowa” itd. – poczytajcie statystyki i posłuchajcie kilku mądrych ludzi. Jest przeciwnie. Na ogół. Mam sobie za złe, że nie znalazłem dość siły, żeby porozmawiać z tymi, których znałem i ceniłem, którzy wysyłali sygnały – a których już nie ma. Odeszli i nie zdążyłem, wciąż myślałem, że mam jeszcze czas, że to nie jutro, nie pojutrze, przygotowywałem się i zbroiłem. Nie, nie chciałem odwodzić, wpływać na ich decyzje. Tylko porozmawiać. Jest już za późno….

 

-defendo-

01-11-2022 rok   Leoś

 

sie 16 2022

Pożądanie


Komentarze: 3

pożądanie

 

Nadchodzących nocnych zdarzeń,

Myśl sącząca moje oczy,

Uśmiech pragnień oraz marzeń,

Wrota duszy wpółprzymknięte

Za zasłoną mgły widzenia,

Kryją w sobie pożądanie...

Oczekują uniesienia.

Pochylony nad Twym ciałem

Spijam zapach kwietnej skóry,

Moje usta Cię znajdują

I wynoszą kwiat do góry.

Białe dłonie rozrzucone,

Jakby w geście zaufania,

Otwierają przepych doznań,

Zachęcają do poznania.

Kiedy usta moje składam,

Na Twej szyi, jak ofiarę,

Wznosisz biodra ku niebiosom,

Rozkoszując się mym darem...

 

Leoś

 

                                                                  

                                                 ******

 

Mam dwa mózgi. Nowoczesny i staroświecki. Nowoczesny szanuje twoją wolność, upaja się tolerancją, wykazuje zrozumienie. Staroświecki chce mieć cię na wyłączność, nie ma zamiaru się z nikim dzielić, podskakuje przy każdym niespodziewanym telefonie, wpada w popłoch na widok tajemniczego rachunku z restauracji, posępnieje kiedy poczuje na tobie jakiś nowy zapach, drży, kiedy zaczynasz dbać o kondycję albo kupujesz nowe ubrania, nabiera podejrzeń, kiedy uśmiechasz się przez sen, czuje żądzę mordu na samą myśl, że obejmuję cię inna kobieta, że czyjeś ramiona splatają się na twojej szyi, że czyjeś uda rozchylają się pod tobą… /Éric-Emmanuel Schmitt – Małe zbrodnie małżeńskie/ 

 

Leoś   16-08-2022 r

lip 25 2022

Złote serce


Komentarze: 0

 

serce

 

Smutny jest świat zbieraczy złomu. Chodzą  całymi dniami pchając swe wózki pełne żelastwa. Nie lubią ludzkich spojrzeń. Nie lubią też chłodnych i deszczowych dni. Czasem, gdy uda się dobrze zarobić, idą na tanie wino. Wspominając lepsze czasy, piją. Bywa że długo. Dwa lub trzy dni. Ci o których chcę napisać, byli dobrymi ludźmi. Niestety jak większość dobrych ludzi, mieli pewną skłonność do alkoholu.

        -   Kipa , lubisz patrzeć w słońce? - spytał łysawy gość swego kompana.

        -   Tylko kiedy piję.

        A ja nie lubię słońca. Pali jak alpaga - skwitował Romeczek dopijając piwo.

        Obaj leżeli na małej polanie. Tuż obok rozciągał się parkan cmentarza. Wkoło nich rosły młode świerki. Delikatny zapach żywicy unosił się w powietrzu. Wiosenne promienie słońca przedzierały się mozolnie przez zachmurzone niebo.

        -   Romeczek, skoczysz do spółdzielni po wino?

        -   Jeśli sprawa jest nagląca, musowo !

        -  Sprawa wina to priorytet!

        -  Jeśli tak to idę.

Romeczek z ociąganiem podniósł się z ziemi. Rozprostował obolałe kości i podrapał się po plecach. Potem spojrzał na Kipę i roześmiał się  szczerze.

        -   Upodliłeś się tym winem jak zwierzę  -  mówił cały czas śmiejąc się.

        -   I oto Polska walczyła -  odpowiedział Kipa przewracając się na drugi bok

        -   Wiesz co, chyba na razie damy sobie spokój z tym             winem.

        -    Czemu?  -  spytał Kipa z zawodem w głosie

        -    Będzie tu jakiś pogrzeb- mówił Romeczek patrząc na pobliską drogę - widzę księdza i trumnę.

        -   No i co z tego?

        -   Niefartowna sytuacja, lepiej będzie przeczekać.

Kondukt pogrzebowy poruszał się leniwie. Stare kobiety zawodziły kościelne pieśni, o aniołach wiodących nieboszczyka do raju. Po skroniach mężczyzn niosących trumnę spływały krople potu. Romeczek i Kipa przykucnęli przy ogrodzeniu, tak aby nie było ich widać.

        -   No i co teraz Romeczek? - spytał Kipa.

        -   A co ma być? Posłuchamy co nieboszczykowi na do widzenia powiedzą.

     -   A co tam mu mogą powiedzieć - mamrotał ziewając Kipa - rachu ciachu i do piachu.

        Po kilku minutach ostatniej drogi trumna z nieboszczykiem spoczęła na deskach ułożonych w poprzek dołu. Młody, szczupły ksiądz rozpoczął pożegnalną mowę. Trwało to dość długo. Romeczek i jego kolega Kipa, wsłuchiwali się ciekawie ,schowani za parkanem. Padło w tym przemówieniu wiele pięknych słów. Było o wiekuistej szczęśliwości, o doczesnych cierpieniach i wierze, która pozwala ludziom nigdy nie tracić nadziei . Na koniec kaznodzieja powiedział: „Żegnamy cię  Wojciechu ! Miałeś złote serce”.

Kipa zadrżał z podniecenia -   słyszałeś? - wyszeptał do Romeczka - „złote serce”!

        -  To blef - skomentował  Romeczek

        -  A jeśli nie?

        -   A jeśli nie...,to musimy tutaj w nocy zajrzeć.

Gdy ciemność okryła cmentarz, dwaj zbieracze złomu pojawili się znowu. Tym razem zamiast butelek nieśli dwie łopaty i długi wojskowy bagnet. Bez słowa zabrali się do ciężkiej pracy. Po godzinie dokopali się do trumny. Przez następnych kilka minut siłowali się z wiekiem. W końcu ustąpiło.

        -   Kto to zrobi? - spytał lękliwie Kipa.

        -   Ja-odpowiedział Romeczek - ty przyświecaj mi latarką.

Operacja na trupie nie trwała długo. Romeczek, sapiąc ciężko wyciągnął z klatki piersiowej nieboszczyka szczero złote serce. Radości nie było końca. Zbieracze złomu musieli się nawzajem uciszać.

        -    Jesteśmy bogaci! - darł się Kipa.

        -   Tak, jesteśmy... - powtarzał Romeczek trzymając w uniesionej dłoni złoty skarb.

        -   Co teraz będziemy robić? Może pojedziemy na wyspy!

Romeczek zamyślił się. Pogładził dłonią swoją łysinę, a potem delikatnym głosem przemówił do Kipy:

Wiesz. jest tyle biedy na świecie. Tyle dzieci nie ma rodziców. Sądzę, że teraz możemy im pomóc.

Kipa zalał się łzami rozpaczy. Potem powiedział głosem pozbawionym radości i jakiejkolwiek nadziei:

 

 

       Romeczek!  Ty to kurwa masz  złote serce!

 

Leos  25-07-2022

lip 24 2022

Legion przeklęty


Komentarze: 0

centurion

 

Czekałem na pociąg . Sierpniowy poranek znaczył się markotnym tchnieniem upału . Twarze ludzi wydawały się zmęczone i spalone słońcem . Lubiłem te miasto - miasto Wrocław . Ilekroć tu przyjeżdżałem , zawsze w moich myślach pojawiała się romantyczna nuta . Śpiewały mi ulice i skwery słowami ballad dawnych wieszczów . Słodko mi jest bywać w tym mieście . Bardzo słodko .

Do odjazdu pociągu została jeszcze godzina . Chodziłem po peronie bez większego celu . Czasem zajrzałem w witrynę kiosku . Nagłówki gazet nie ogłaszały niczego, co byłoby zdolne mnie zirytować albo zaciekawić . Był kwadrans po dziesiątej . Pamiętam bo przypadkiem spojrzałem na peronowy zegar . Zaszedł mnie od tyłu i klepnął w ramię . Dziwny facet . Ubrany w dwurzędowy prochowiec i z pradawnym zarostem wyglądał jak bezdomny . Chyba rzeczywiście nim był .

- O co chodzi ? - spytałem

- Poczęstuj papierosem – odpowiedział ochrypłym głosem

Wyjąłem z kieszeni paczkę  papierosów i podałem mu jednego . Nie podziękował . Wziął fajkę i międlił ją długo w rękach szarych od brudu .

- Jestem z legionu - zagadnął ni stąd ni zowąd

- Jakiego legionu ? - spytałem

- Zbuntowanego legionu . . .

Pomyślałem , że facet jest pomylony albo pijany . Przytaknąłem mu tylko i odszedłem . Byłem znużony czekaniem . Usiadłem na ławce . Niedługo dziwaczny gość pojawił się znowu . Usiadł przy mnie . Dopiero wtedy poczułem , że strasznie śmierdzi tanim alkoholem .

- Czego znowu chcesz ?

- Daj na wino to opowiem ci historię .

- Dam ci , jak się ode mnie odczepisz .

- Nie mów tak do mnie ! Jestem centurionem - odpowiedział nie kryjąc wzburzenia .

- Jakim ty kurwa, jesteś centurionem - syknąłem ze złością - śmierdzisz jak cap i na domiar złego jesteś bezczelny !

- Daj na wino - kolego .

- Masz - powiedziałem dając mu dyszkę  - i odpierdol się ode mnie !

Odszedł . Coś mi mówiło , że jeszcze wróci . Nie pomyliłem się . Po pół godzinie pojawił się znowu . Był wyraźnie podchmielony i jeszcze bardziej gadatliwy niż ostatnio .

- Myślisz, że to wszystko jest ? - spytał wskazując ręką na perony .

- Jest. Jest jak cholera .

- A może jednak się mylisz ? Zresztą ty i tak nic nie rozumiesz . . .

Bezdomny znowu usiadł na ławce . Za pazuchą trzymał niedopite wino .

- Dwa tysiące lat temu zbuntował się pewien rzymski legion - mówił - ja byłem jego dowódcą - centurionem .

- A nie popieprzyło ci się coś od tego wina ? - spytałem śmiejąc się

Kloszard wstał z ławki . Twarz miał chudą i kościstą . Oczy ciemne , błyszczące .Stanął naprzeciw mnie i odezwał się z jakimś nadludzkim spokojem :

- Zamilcz proszę . Pozwól mi mówić i nie przerywaj.

- No dobra kolego , opowiadaj tę swoją historię .

- Nie pamiętam jak się o tym dowiedziałem - kontynuował - ktoś musiał mi powiedzieć , że człowiek zwany Chrystusem jest uwięziony . Ale przecież to nie był zwykły człowiek . Mówiono o nim jak o synu Boga . Ja uwierzyłem . Nie mogłem zrozumieć jak mogą go więzić razem z przestępcami !

Byłem wtedy młody i odważny . Postanowiłem się zbuntować . Razem ze swym legionem ruszyłem przez pustynię aby uwolnić Jezusa z więzienia . . .

Przygodnie napotkany wizjoner przestał na chwilę mówić . Pochylił głowę i zamyślił się . Wyjąłem papierosy i poczęstowałem go .

- Mów dalej - zachęcałem - to co mówisz jest bardzo ciekawe .

- Dobrze - odpowiedział - opowiem ci wszystko . Nie pamiętam dokładnie kiedy się pojawił . To mogło być w drugim dniu marszu . Szatan . Ty pewnie nigdy go nie widziałeś . Ja miałem go na wyciągnięcie ręki .

Spojrzał na mnie przenikliwie i powiedział :

- Bóg ci nie sprzyja centurionie . Ja również ci nie sprzyjam . Dokąd więc zmierzasz głupcze ?

- Uwolnić Chrystusa ! - odpowiedziałem

- Uwolnić . . .- zaśmiał się i znikł.

Po pewnym czasie doszliśmy do dużej osady . Ja , ani nikt z moich żołnierzy nie znaliśmy tego miasta . Niby wszystko tam było normalne - ludzie i domy . Coś tam jednak było . Coś nieludzkiego i złego . Nigdy już nie zdołaliśmy stamtąd wyjść .

- Centurionie - spytałem - co się stało w tym mieście ?

- Co się stało . . .? Sam nie wiem . Obudziłem się rano i przeraził mnie łoskot maszyn . Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem moich legionistów jeżdżących na Harley'ach po ulicach miasta . Niektórzy leżeli w rowach i pili whyski . Wszędzie kobiety i nierząd . Wszelki ludzki czas był zamknięty w tym mieście . Potem znowu pojawił się szatan .

Śmiał się ze mnie i pytał :

- Nadal chcesz uwolnić Chrystusa ?

- Nic się nie zmieniło - odpowiedziałem

- Polubiłem cię centurionie - mówił dalej - jesteś odważny i uparty . Coś muszę ci pokazać . Całą prawdę o człowieku . Absolut wiedzy . Kamień filozoficzny . Kiedy poznasz całą prawdę centurionie przejdziesz na moją stronę ! Zgadasz się spróbować ?

- A czy to jedyna możliwość aby wyjść z tego miasta ?

- Jedyna - odpowiedział - jeśli poznasz to co chcę ci pokazać i nadal będziesz trwał przy swym postanowieniu , wyprowadzę cię z tego miasta razem z twym przeklętym legionem .

- Spróbuję !

I tak sobie szliśmy - ja i szatan . Droga była kamienista i prowadziła obrzeżem miasta . Kierowaliśmy się w stronę małej szopy ustawionej jakby na środku pustyni . . .

Bezdomny przerwał swą opowieść . Spojrzał na mnie i spytał :

- Jak pan myśli , jaka jest ta prawda o człowieku ?

- Ludzie są z natury dobrzy - odpowiedziałem - nie masz się czego obawiać .

- Dobrze , że mi to mówisz . Ja wciąż jestem w drodze do absolutu .

Jeszcze nie dotarłem do tej małej szopy na pustyni .

- Długo to więc trwa .

- Tak . Cholernie długo - przyznał centurion

- A kiedy przetrwasz tę próbę i uwolnisz Chrystusa , co wtedy ?

Kloszard rozejrzał się po peronach . Potem przyłożył palec do swych ust .

- Nie mogę nic mówić - szeptał - wszędzie mnie podsłuchują ci pierdoleni paparazzi !

Pociąg opóźnił się pięć minut . Kiedy wsiadałem centuriona już nie było . Zniknął gdzieś pomiędzy ludźmi na peronach . Przez całą podróż myślałem o tym szaleńcu . Momentami zdawało mi się , że nie mógł mnie tak po prostu okłamać . A ta prawda o człowieku ? Cóż , była jego zwycięstwem . Była po prostu prawdą o człowieku .

PS – Historia prawdziwa , wydarzyła się dawno . Ile razy jestem we Wrocławiu to szukam centuriona, może Go jeszcze spotkam.

 

Leos   24-07-2022 rok

lip 15 2022

Samotność altanek


Komentarze: 4

altanka

 

Ta szopa wystawiona na wiatr to moja altanka

Brudne  belki, brudne myśli , morale spelunki

Whisky , grappa, kwaśne wino , brudna szklanka

Zmęczone ,wstrętne słowne tworzę tu malunki

 

Wieczorna altanka skurwiona lekkim banałem

Potwory ze ścian wzlatują żelaznymi skrzydłami

Krzywe synekdochy przemycać stąd chciałem

Z tańczącymi po klawiszach fortepianu karłami

 

W psychodelicznych altankach alegorie rodzą potwory

Samotnie zapalam szmaragdowe świece amulety

W dupie mam kolejne cierpliwe egzegezy -dont worry

I to wszystko dla mej brudnej niezdrowej podniety…

 

 

Leoś  14-07-2022