Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Kategoria

Julio, strona 3


julio 
sty 22 2025

Romantyczny Dżulian versus AI


Komentarze: 15

 

 

męzczyzna

 


Wczoraj na czacie pewna dama zapytała czy korzystam ze sztucznej inteligencji. Otóż nie korzystam bo mam swoją inteligencję i wrażliwość. Co prawda niezbyt wysokich lotów chyżopiórego , ale zawsze swojska .Najmojszą .)) Nie lubię sztuczności i „zrobionych” ludzi.


Jednak inspirowany czatowymi dygresjami ,zapytałem sztuczną inteligencję co to jest romantyczny facet ? Ileż ja się tam naczytałem banałów, prawd objawionych , balkonowych trubadurów , poetów , rycerzy na białych koniach , donkiszoterii i archeTypów wyciągniętych wprost z Dekamerona Boccaccia.))


Dotychczas sądziłem że to ToliBoski zawłaszczył wszystkie męskie romantyzmy świata , zrywając nenufary dla swej Barbary ale Ai milczy na jego temat . Natomiast romantyczny facet z AI, dzierży w jednej dłoni kwiaty z celofanie a drugiej biedronkowe wino . Czasem proseco ,licząc na coś więcej niźli randkowy pocałunek.


Natomiast romantyczny Dżulian nigdy nie zrywa dla swojej ukochanej kwiatów, zadając im powolną zwiędłość. On się kładzie koło pięknego kwiatu , uśmiecha się i delikatnie głaszcze jego płatki , szepcze i bzyczy jak pszczoła. Wtedy kwiat zakwita dla niego najpiękniejszymi barwami natury i cudnie pachnie…


Sztuczna inteligencja ma wrażliwość nosorożca i pruskie algorytmy . Jest biegunowo odmienna od cudownej i wysublimowanej romantyczności Dzuliana.;)))

 

 

22-01-2025 rok Julio

 

 

 

julio 
sty 21 2025

Kompleks Otella


Komentarze: 2

 

 

jabłko

 

 

Kiedy brałem jabłko z jej ręki, pocałowała mnie. Ale gdy tylko je ugryzłem, mój umysł się zmącił i nogi ugięły się pode mną; i słysząc łoskot mojego ciała padającego pomiędzy splątane gałęzie u jej stóp, ujrzałem smutne twarze Jej kochanków , witających mnie w otchłani niespełnienia...


Taka parafraza Dantego jako przyczynek do dygresji o byłych )))

 

 

21-01-2025 r Julio

 

 

 

 

julio 
sty 19 2025

Sobotnia samotność


Komentarze: 13

 

kominek Dzuliana

 

 

Wzdrygnąłem się z niesmakiem zamykając laptopa. Hejterski czat uleciał . Przypomniałem sobie o sobotnim drinku. Cichy trzask pękającego lodu daje ukojenie a zimne krople na szkle łagodnie pieszczą opuszki palców. Złocisty płyn wlewa się w trzewia roznosząc słodki relaks zawieszonego niebytu. Myśli łagodnieją i prostują zmysłową poprawność. Wyciszyć się, uciec w spokojny relaks po intensywnym dniu . Sięgam po książkę. Zatapiam się z Targoe w literacki sen o człowieku i drzewach.


Mimowolnie spojrzałem na światłocienie kominkowego ogniska….

 

A może zamknąć w dłoniach życie i wyszeptać ciche zaklęcia
To co potem?
Spełnią się moje pragnienia

 

Wejść w kobietę i coś w niej spieprzyć słowem
To potem jak?
Już zawsze z miłością na opak

 

Może mormonem zostać bym mógł
To co?
Kochał by mnie zazdrosny staruszek Bóg

 

A tak zwyczajnie pokazać ludziom swe strachy
To jak?
Zaśmiałby się w głos cały świat

 

Gdybym umiał stworzyć coś ładnego
To co potem ?
Oddałbym je Wam z powrotem ?

 

Żar w kominku się mieni szaro purpurową czerwienią. Nawet muzyka w słuchawkach wysubtelniała i snuje się łagodną nutą . Dogasa kolejny samotny dzień .

 

 

19-01-2025 Julio

 

 

 

 

julio 
sty 18 2025

David Lynch RIP (*)


Komentarze: 0

 

 

lyncz

 

 

Odszedł człowiek który potrafił zamienić szaleństwo w filozofie . Był mistrzem głębokiego wchodzenia w podświadomość widza , zabierał go do surrealistycznych światów, metafor i naszych fobii. Zwłaszcza w małomiasteczkowych klimatach gdzie zabobony i strachy egzystencjonalne wyzwalały w ludziach szkaradzieństwa. Dużo medytował i chyba wtedy walczył z demonami swoich słabości . W czarowny sposób potrafił przenieść to na ekran, gdyż nawet na planie filmowym musiał mieć przerwy w których całkowicie się wyłączał resetując myśli. Prawdziwy mistyk kina.

Jego filmy zmieniły moje postrzeganie rzeczywistości i to w okresie bardzie trudnym dla mnie.


W czasie zalewu filmowej szmiry i  bezrefleksyjnych seriali, licznych platform filmowych, proponuję oglądnąć Jego Blue Velvet czy serial Maisteczko Twin Peaks gdzie akcja, postacie, światło i muzyka są magią.


W swojej percepcji kina umieściłem reżyserów w wiosce którą często odwiedzam . Lynch jest w tam szamanem.

 

 

18-01-2025 r Julian

 

 

julio 
sty 17 2025

Dziewczyna i diabeł


Komentarze: 1

 

 

enna

 

 

Dziś rano długo leżał w wannie, rytualnym gestem dotknął szyi i twarzy dłońmi zwilżonymi wodą o ostro-słodkim zapachu. Włożył ciemnoszarą koszulę z surowego jedwabiu. Lubi luźne ubrania. Idzie ulicami miasteczka trochę zaniepokojony tym, że niedokładnie odbija się w lustrach i wystawach sklepów. Oddycha powoli, znużonym gestem odgarnia włosy z czoła długimi palcami o owalnych, błyszczących paznokciach. Pali papierosa zaciągając się chciwie i wtedy po raz pierwszy dostrzega Ennę. Dziewczyna zapina sandał, przytrzymując w ustach kwiat, który niosła wcześniej jak tryumfalne berło. Podnosi głowę i dostrzega Diabła – nie może już wyjąć z ust płonącej pochodni płatków – potrafi tylko jakby prowadzona niewidzialną ręką iść za nim, mijając fasady domów odbijające się w dziesiątkach kałuż. Nie widzi pary staruszków spacerujących z wnukiem, żebraków przemykających w cieniu tamaryszków i klonów, półuśmiechów kroczących godnie i godnie odzianych urzędników, dużego czarnego psa, leniwie drapiącego się za lewym uchem, sparszywiałym i atakowanym przez muchy. Nie słyszy donośnych dźwięków płynących z głośnika umieszczonego przy wirującej karuzeli, obleganej przez chłopców, którzy kiedyś podglądali fruwające spódniczki koleżanek, pragnąc złowić wzrokiem choćby skrawek wysoko odsłoniętych ud, dziś smętnie obserwujących nogawki dziewczęcych spodni. Diabeł lekko krzywi usta słysząc cały ten zgiełk, bo jest przecież wrażliwy na Piękno, tylko do niego się modli. Nastaje wieczór i wszystkie gwiazdy już płoną na liliowoszarym niebie miasteczka, sprawiając, ze nikt i nic nie rzuca cienia i domykając oczy ptaków.


Enna wchodząc w mieszkanie Diabła, nigdy nie sprzątane, bo właściciel szanuje pamięć przetrwałych obecności i lśnień, potyka się o meble i zwierzęta o smutnych oczach, łaszące się do jej nóg. Wirują bezużyteczne żyrandole, ściany nachylają się nad konsolami i etażerkami pełnymi dotyków cudzych dłoni i listów. Pokonuje progi i schody, wkręca się w labirynt czasu, którym rządzi ten, na którego wezwanie stawiła się tak łagodnie i posłusznie.


– Jesteś śliczna – mówi Diabeł i kładzie dłoń na jej biodrze. Enna nie jest piękna: ma za małe oczy krótkowidza o zmęczonych powiekach, szarą cerę , zbyt szerokie biodra i za małe piersi, tylko strzeliste nogi mogą przykuć uwagę, jakby natura chciała ją przeprosić za swoje skąpstwo. I usta – pełne, rozchylone i wciąż drżące, ale Diabeł musi czekać. Od początku chciał całować Ennę przez zwiędłe płatki, a róża jest nadal jeszcze świeża. Przez półotwarte okno wpływa smród butwiejących liści i czegoś jeszcze innego – zapach rozkładu, mieszając się ze słodkawą wonią kardamonu, który czyjaś ręka porozsypywała na podłogach i stołach.
– To wszystko teraz należy do ciebie i od ciebie zależy. Możesz układać i zaplatać, ale nie możesz niczego wyrzucić. Zapal świece, to nieprawda, że boję się światła – mówi Diabeł i wchodzi do kuchni.


Lubi przyrządzać potrawy, stawia więc na ogniu dużą patelnię, wrzuca na gorący tłuszcz kawałki mięsa, owoce, zioła i dużo czerwonej papryki, uważnie śledzi zapach parującego jedzenia, sprawdza jego urodę. Enna machinalnie głaszcze zwierzęta, które ją osaczają podczas nieobecności gospodarza. Czeka zupełnie spokojnie, tropiąc słowa, o których wie, że w niej zakwitną. Uchodzi z niej wolność, a jej miejsce zajmuje czułość i uległość. Diabeł zarzuca na wielki, okrągły stół koronkowy woal, którego skraj zaczepia się o jedną z rzeźbionych nóg tworząc draperię. Na stole układa sztućce i owoce, stawia ciężkie naczynia, pękatą butlę wina, kielichy o smukłych nóżkach, parujące jedzenie. Enna chciałaby tylko pić, więc Diabeł musi karmić ją jak dziecko, małymi kawałeczkami, odrobinę zniecierpliwiony. Opowiada jej przerażające historie kobiet, które do niego należały, mówi o zbrodniach, które inspirował, odsłania stopniowo czas, który dopiero nadejdzie, tak jakby jeszcze nie podjęła decyzji, jakby mogła się wycofać. Enna wciąż milczy – wie, że kiedy się odezwie, jej urok pryśnie, dopóki milczy jest wciąż stwarzana przez diabelską wyobraźnię. Nie chce, żeby zorientował się, że jest zwyczajną dziewczyną, którą wybrał zapewne przez pomyłkę. Jest wystarczająco głupia, żeby myśleć, iż jest w stanie podjąć grę. Zamiera pod jego dotykiem, przeszyta nagłym dreszczem. Mocno zwiera nieposłuszne uda, które chcą się dla niego rozchylić. Otwiera oczy w niemej prośbie – potrzebuje słów, które ją całkiem pogrążą i odsłonią dla niego. Diabeł najcichszym szeptem opowiada jej swoje pożądanie. W kątach warują posmutniałe zwierzęta. Kiedy biała szyja Enny ugina się pod jego ustami, dom napełniają odgłosy westchnień, szeleszczą ciężkie zasłony, trzeszczą konsole, ściany mocniej się pochylają. W świetle świec gęstnieje ciemność. Mężczyzna zasłania te odgłosy dźwiękami symfonii Mahlera. Enna chce coś powiedzieć, otwiera usta do słów protestu czy miłości, ale milczy, bo gorący język diabła wślizguje się między jej rozchylone wargi, a jego ręka staje się gniazdem, w którym mieści się jej nabrzmiała pierś, drażniąc wnętrze dłoni sztywną brodawką. Diabeł uśmiecha się leciutko, słysząc pierwszy jęk jej rozkoszy. Nie musi jej dotykać, żeby wiedzieć, jak bardzo jest wilgotna i otwarta. Prowadzi oszołomioną przez ciemne korytarze, pokryte liszajami pleśni, zarośnięte bluszczem. Troskliwie podtrzymuje, bo trudno jej utrzymać równowagę w zbyt wysokich szpilkach na śliskich, marmurowych płytach posadzki. Mijają szereg zamkniętych drzwi, na których jaśnieją wizytówki dawno umarłych imion zapisanych pismem klinowym, hieroglifami, cyrylicą. Przed ostatnimi, otwartymi na oścież, bierzę Ennę na ręce, żeby umieścić ją w nieskazitelnie białej pościeli, a szerokie i wysokie łóżko, w którym ją układa, tym tylko różni się od ołtarza, że prześcieradło jest czarne. Mężczyzna dba o szczegóły – wie, jak pięknie wygląda jasne ciało kobiety na ciemnym, miękkim tle. Rozpina resztę guzików jej sukni, wyłuskuje ją z niej jak dojrzały owoc. Tego właśnie pożąda najbardziej – nie cnoty młodej dziewczyny, ale dojrzałej niewinności kobiety. Zaczyna misterium pocałunków – wiedząc aż za dobrze, że każdy z nich ona odda mu podwójnie. Poddaje się więc jej wargom, łakomie szukającym swojego miejsca na żebrach po lewą pachą, we wnętrzu przedramion, czuje jej chciwy język na podbrzuszu, na swoim nabrzmiałym mieczu, który oddaje kropelkę wilgoci, zebraną na samym czubku, żeby ją nakarmić. Teraz nie chce już czekać. Wbija się niemal brutalnie, patrząc w jej źrenice, nagle rozszerzone kolejną fala rozkoszy. Narzuca jej swój rytm, nieomylnie prowadzi w tym tańcu, wydobywając z niej kolejny jęk, kiedy ją wreszcie wypełnia gorącym nasieniem. Leży teraz spokojnie, łowiąc jej skurcze. Enna nie wie, czy to on w niej pulsuje, czy to jej ciało odpowiada echem niedawnej rozkoszy. Mocniej oplata go udami, nie chcąc wypuścić. Diabeł nie zamierza jednak tego zrobić, nie wierzy w przesądy, sam jest przecież mitem. Wie, że jeśli chce ją całą dla siebie zagarnąć, powinien właśnie teraz w niej zostać, zanim ciała nie rozłączą się same. Czuwa nad jej niespokojnym, zmęczonym snem, zapatrzony w nareszcie zwiędłą różę, rzuconą beztrosko obok sukni. Nad ich głowami bezszelestnie krąży sowa, na parapet szeroko otwartego okna wdrapał się miejscowy głupek, tulący do siebie wielkiego, rudego kota. Szybko znika jednak, spłoszony niecierpliwym gestem mężczyzny. Tej nocy Emma wskrzesi go jeszcze niejeden raz.


Rano wychodzi na ulice miasteczka, ubrana w nową, elegancką suknię, diabelski podarunek. Jasna, dumna, piękniejsza, ścigana zawistnymi oczyma żon, dźwigających siatki, z których wystają pęczki włoszczyzny i bagietki, śmiechem dzieciarni, potępiającym wzrokiem starych kobiet, wracających z porannej mszy. Przyklejają się do niej drwiące i lubieżne uśmieszki tych, z którymi kiedyś sypiała, miejscowy głupek zaczyna bełkotliwie śpiewać hymn pochwalny na cześć jej ciała. Nadal tuli do siebie wielkiego kota o dziwnie nieruchomym spojrzeniu. Kot jest martwy. Chłopak pieści go, naśladując ruchy jej nocnego kochanka. Enna wraca, żeby już nigdy więcej nie opuścić domu Diabła.


Diabeł zostanie z nią, dopóki kobieta nie ucieknie lub nie umrze. Lepiej, żeby umarła, bo tylko wtedy będzie miał gwarancję całkowitego jej posiadania. Ona nie chce uciekać, chociaż pręty klatki można zniszczyć jednym słowem. Wciąż łudzi się, że jej moc wskrzeszania sprawia, iż mężczyzna choć trochę do niej należy. Teraz trzeba ją karmić przemocą, a tej Diabeł się brzydzi. Coraz szczuplejsza więc i słabsza próbuje brać w posiadanie przynajmniej diabelski dom. Układa kwiaty ciężkich wazonach, składa i przekłada w sobie tylko znajome miejsca książki, brokaty i mantyle. Celebruje noce, sycąc zmysły ich obojga, jakby miała w sobie pochodnię, której nie można ugasić. Pewnego wieczoru zbierają się nad nią pierwsze ćmy. Szare i kolorowe, trzepotliwie dekorują jej włosy, siadają na poręczach fotela. Odtąd zjawiają się codziennie o zmierzchu. Enna tonie w ramionach Diabła coraz głębiej, coraz rzadziej się z nich wymyka, najczęściej po to, żeby podejść do okna. Po drodze mija świece, których blask zaczyna przenikać przez jej ciało. On czuwa troskliwie nad losem kobiety do samego końca, choć czuje pewien niesmak, kiedy zmienia prześcieradła i zanosi ją do łazienki, żeby mogła ubrać skórę zapachem ulubionych olejków. Ostatnie oddechy Enny pozwalają mu zakończyć obrzędy. Wychodzi z domu z Enną w zanadrzu, wyprowadza ciężki motor, którego warkot budzi ze snu przerażone nagłym hukiem miasteczko. Na chwilę gasną gwiazdy, a ludzie głębiej zagrzebują się w poduszki i kołdry. Biegnie za nim tylko miejscowy idiota, zapłakany i oniemiały. Wyjeżdża poza miasto, na niewielkie wzniesienie. Rośnie tam piołun i monarda, pachnie macierzanka, a wielki, rudy kot o szklistych oczach, złotych jak oczy pluszowych zabawek, patrzy prosto w niebo. Diabeł może teraz oddać Ennę Bogu – pogardliwym gestem kogoś, kto rzuca jałmużnę. On tylko raz dostąpił cudu zmartwychwstania. Diabeł po wielekroć. Stać go na wspaniałomyślność.”

 

17-01-2025 r Julio

 

 

 

antoniusz : : enna