W obronie meżczyzny
W młodym mężczyźnie żyje nadzieja i naiwność gości
Może jeszcze bezkarnie marzyć o damskich tyłkach
Ubiera błyszczącą zbroje , życie sobie i innym mości
Nie wie jeszcze że to życie w drwiących zmyłkach
Umościło dla niego miejsce tam gdzie ma żyć
Z którego ani się wyrwać, ani w nim tkwić …..
Przecież poświęca się dla rodziny(jak większość facetów), zarabia, dba o nią. Skąd więc wieczne pretensje żony? Czemu podejrzewa go o zdradę? W końcu jej nie zdradził, bo mu się zwyczajnie nie chciało. Bo to wymagałoby jakiegoś wysiłku – zdobywania innej kobiety od początku, wciągania brzucha, umizgów, poznawania, dbania o siebie. Zero luzu – wtedy trzeba uważać na wszystko – choćby przez krótki czas, zanim dodatkowa partnerka oswoi się z niedoskonałością „ideału”. Czemu ta żona tak ujada i ujada? Powinna być szczęśliwa. A jeśli nie jest – to jej wina, sama nie wie, czego chce. Ona zapomniała już, że on m u s i od czasu do czasu usłyszeć „Wierzę w Ciebie”. Szczególnie wtedy, kiedy coś idzie niekoniecznie dobrze, kiedy rzeczywistość z różowej zamienia się w szarą, czasem czernieje znienacka. On – skazany na wieczną rywalizację w pracy, a coraz częściej również na niepewność, czy niedługo nie będzie musiał poszukać sobie nowej – wraca do domu i szuka w nim azylu – miejsca, gdzie o konkurowaniu z innymi może wreszcie zapomnieć, oglądając sport, w którym właśnie rywalizują inni, nareszcie nie on sam. Może w tym właśnie tkwi tajemnica popularności programów sportowych wśród mężczyzn? Gorzej, jeśli zabiera pracę do domu. Wtedy traci swoją bezpieczną niszę. Zastanawia się wciąż nad tym, co go jutro czeka, warczy na otoczenie, bo nadal jest w fazie rywalizowania. A jeszcze gorzej, kiedy pracująca kobieta przyniosła robotę do domu. Oboje bezwiednie zaczynają rywalizować. Nie odpoczywać. Następnego dnia idą do swoich biur – równie zmęczeni. I oto ona zaczyna zarabiać – czasem więcej, niż on. Bo pracuje w komputerze, który wymaga cierpliwości, inteligencji, wytrzymałości – a te cechy kobieta posiadła u boku mężczyzny. Bo musiała jakoś z nim wytrzymać przecież. Jest lepsza. Mężczyzna może stać się z powrotem Narcyzem, Piotrusiem Panem i włożyć sobie krótkie gatki – ona i tak patrzy przecież na niego nieco pogardliwie. Dorównała mu, a nawet go przewyższyła. A on zapłacił za to – tak jak kiedyś płacił za jej perfumy, czekoladki, fatałaszki. Tym razem zapłacił jednak bardzo drogo – utratą męskości. Stał się chłopcem albo czort wie, kim. Ona musi się rozwijać – i robi to. On? A po co? Jeśli straci pracę – ona zarobi na dom. Ma się rozwijać dla niej? A po cholerę? I tak żaden inny nie będzie na tyle głupi, żeby ją zechcieć, tyle lasek chodzi po świecie. Mężczyzna oddaje po kolei wszystkie przyczółki, wcale ich nie broniąc , nawet nie próbując. Kobieta przejmuje je – nie chcąc ich właściwie. Wolałaby być chroniona, wspierana, być partnerką, nie chce dominować. Któraż nie lubi być noszona na rękach? Któraż nie chciałaby się poddać jego woli, być zwolniona z decydowania o wszystkim? Ale już pewnie tego nie potrafi, bo straciła zaufanie do jego siły, bo nie chce oddać się w ręce wiecznego chłopca. Ten chłopiec szuka sobie namiastek dawnej adrenaliny, która towarzyszyła mu podczas polowania: skacze na bungee, uprawia survival, pcha się na najwyższe szczyty i w Rów Mariański. Nie dla odkryć. Sportem ekstremalnym jest też czasem zaliczanie kolejnych kobiet – też adrenalina. Nawet bywa wierny, ale tylko dopóki trwa fascynacja erotyczna tą jedną. Potem drugą, trzecią, czwartą… Używa je po kolei, więc uważa się za monogamistę. Czasem robi pieniądze – bo są mu konieczne dla osiągnięcia rzeczonego skoku adrenaliny – w końcu udział w rajdzie Safari na przykład swoje kosztuje. Dziś nie da się sprawdzić swojej męskości w obliczu niebezpieczeństwa, które kiedyś było jej nieustannym probierzem – facet leci więc na siłownię. Tam buduje sobie masę mięśniową, bo tą – jako doskonale widocznym, w przeciwieństwie do innych, atrybutem – może uwodzić partnerki. Rzecz w tym ,że siła bohaterów westernu była wykorzystywana w obronie honoru, w obronie słabszych – kobiet i dzieci, w obronie ważnych wartości. O tym zapomniał zupełnie współczesny modelator muskułów. Zapatrzony w Terminatora, pozbawionego ludzkich uczuć, nie pamięta o Johnie Wayne, który występował w czyjejś obronie, walczył dla kogoś, kochał. Nie musiał o tym wrzeszczeć, często zaznaczał to tylko spojrzeniem, ale jego kobieta w i e d z i a ł a . I była z niego dumna.
Są i inni. Z „sercami połatanymi jak żagiel”(Grek Zorba). Dojrzali. Umiejący kochać kobietę, a nie tylko swój obraz w jej oczach. Przyznający się do porażek i błędów. Ci, dla których prawdziwe kobiety są gotowe nie tylko ufarbować włosy na dowolny kolor, ale chcą wciąż czuć ich obecność; których nie zdradzą nigdy. Dla których potrafią zmienić swoją pracę, adres, przy których nie boją się starzeć. Silni siłą nie tyle fizyczną, ile siłą charakteru, żałujący nietrafionych decyzji i naprawiający skutki błędów. Którzy od partnerki wymagają nie tylko pięknej buzi i dobrego gustu w wyborze strojów, którzy są zażenowani jej niewiedzą – i nie usiłują jej bronić, kiedy zostanie to dostrzeżone. Których drażni głupota słodkich idiotek. Wymagający. Dumni i pokorni jednocześnie. Potrafiący mówić o swoich emocjach. Którzy potrafią zamykać swoją kobietę w ramionach na środku ulicy, całować ją nawet na torach kolejowych czy w kawiarni pełnej ludzi. Oni wiedzą, że męskość i kobiecość to nie opozycja – a dopełnienie. Wiedzą, że pozbawieni kobiety są niepełni. Mają poczucie braku. Nie byle jakiej kobiety. To oni zdobywają te odnalezione, jedyne. Nie interesują ich te zdobywające. Są tacy. Wierzcie mi.
Z cyklu – /defendo/
Leoś 24-04-2023 r
Dodaj komentarz