Blogger vulgaribus verbis
Ktoś mi zarzucił że ten blog jest wulgarny . Pisanie bloga jest swojego rodzaju ekshibicjonizmem autora i od niego zależy jak bardzo chcemy odsłaniać kurtynę własnego teatru, narażać się na osąd bezlitosnej publiczności.
Cały ten zgiełk, bełkot – komu potrzebny? Czytelnikom czy autorom?
Pozwalam Wam poczuć się lepiej, kiedy myślicie, że sami lepiej i precyzyjniej ujęlibyście moje myśli w ramy słów? Budzę Waszą cichą radość, kiedy popełniam błędy w rozumowaniu, kiedy dostrzegacie usterki stylu? Kiedy uważacie mnie za nudnego i nadętego. Widzę, jak lubicie obnażać emocje nie trudząc się wejść w polemikę , znaleźć bogactwo myśli. Czego więc szukacie? Nowej dostawy cudzych uczuć? Potwierdzenia, że nie tylko Wy podlegacie chwilom, nastrojom, bywacie ofiarami i katami?
A może autorzy blogów potrzebują publicznie się rozbierać, zdejmując z siebie wszystko, nawet z kataną w dłoni otwierając wnętrzności? Po kolei ukazują martwą naturę mieniącą się wielobarwną tęczą: brąz wątroby, jasną różowość płuc, żółć i ochrę tłuszczu. Wiwisekcja wabi ciekawych, któż nie chciałby dotknąć palcem parujących trzewi?
Szukam w blogach obrazu świata, jaki tworzy się na siatkówce nie moich oczu. Konfrontuję z własnym oglądem. Dekonstruuję i układam na nowo już nieco inną warownię. Słowem się bronię i kapituluję jednocześnie. Chcę zobaczyć, jak to jest. Pisać siebie – nie tylko swoje myśli ujawniając. Odsłaniać przed sobą niepokój. Niszczyć lęk – bo zwerbalizowany może stracić moc. Może też stać się silniejszy. Nie wiem. Do słów dodaję obraz. Nie ukrywam siebie chociaż jeszcze iluzoryczna maska mnie strzeże. Maska maszkaronu ,wstrętna i wulgarna dla jednych , piękna ,frywolna, wenecka dla drugich. Dlatego tutaj nadal będę rozważać i roztrząsać to, co jest dla mnie ważne…
Wiele razy pisałam tutaj o niekonieczności, a nawet o niemożliwości istnienia zła. Dziś – kontynuując – neguję możliwość istnienia piekła. Tego pozaziemskiego. Jeśli Bóg jest – to jest dawcą jedynie dobra – taką tezę niedawno postawiłem. Załóżmy jednak, że bywa okrutny, albo że Antypersona jest dawcą zła. Nawet wtedy nie może istnieć nic oprócz edenu. Żaden Bóg nie skazałby bowiem tych, którzy go po śmierci dostąpią, na straszliwe cierpienie. Bo cierpieniem byłoby przebywanie w raju ze świadomością, że bliscy – kochani i konieczni, znaleźli się poza nim. Brak choćby jednej osoby powodowałby nieznośny ból. A przecież elizejskie pola są krainą niezmąconego szczęścia. Piekło ma prawo bytu – ale tylko na ziemi…
Ta podświadoma pewność pozwala nam pogrążać się w uśmiechu, dając upust pozytywnym myślom ,niekoniecznie wulgarnym…
04-01-2023 rok Leoś
Dodaj komentarz